–
Ruszysz się, czy mam ci pomóc? – Siedziałam na boisku, oparta o słup jednego z
koszy do gry. Podziwiałam chmury, mając odchyloną głowę do góry, aż do moich
uszu doszła drobna uwaga. Widziałam przed sobą młodego chłopaka, być może o
parę lat starszego ode mnie.
–
No, Japoneczko.
Angielski akcent sprawił, że jego
głos był dla mnie jeszcze bardziej irytujący. Aleksander chodził do pobliskiego
liceum, gdzie nieraz widywałam go na korytarzach, wraz z jego przyjaciółmi.
Znany był ze swojego nietypowego stylu bycia, opierającego się głównie na
sporcie i wymownych uśmieszkach, który właśnie zaprezentował.
–
Spokojnie mięśniaku, już się wynoszę. – Mruknęłam pod nosem i zaczęłam się
powoli podnosić z piłką, leżącą obok mnie. Widziałam, jak jego kompan obserwuje
mnie, a ja odeszłam bez słowa, podnosząc jedynie rękę do góry w geście
pożegnania. Od pięciu miesięcy mieszkam wraz z ojcem w Londynie, w mieście, za
którym zbytnio nie przepadam. Ciągły gwar, samochody ciągnące się jeden za
drugim oraz pełno przechodni na poboczach. W pewnym stopniu przypominało mi Tokio,
do którego nieraz będąc mała musiałam wyjeżdżać. Sądziłam, że choć dzisiaj będę
miała chwilę spokoju, jednakże nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca. Tułam
się od przystani do przystani, na chwile odetchnąć, a potem znów zobaczyć, że
brak mi czegoś. Szukam w odmętach mojego umysłu jakiegoś punktu zaczepienia,
lecz od dłuższego czasu, moja harmonia jest zachwiana. Szukając celu w życiu,
chodzę codziennie tymi samymi uliczkami, tymi samymi drogami, lecz nic mnie nie
satysfakcjonuje. Żyję, by żyć. Nudzi mnie niezwykle całe moje życie z małymi
przebojami. Od śmierci do śmierci, która tyko pieczętuje moje uczucia i myśli.
Skręciłam
w uliczkę będącą po mojej prawej stronie i szłam przed siebie, widząc kolorowy
szyld księgarni naprzeciwko. Zaraz za sklepem, trochę dalej, było podziemne
przejście prowadzące na drugą stronę ulicy. Rozciągały się tam wysokie budynki
apartamentowców, w których znajduje się jedno piętro przeznaczone specjalnie
dla głównego członka ambasady japońskiej w tym kraju i jego córki.
Zatrzasnęłam
drzwi za sobą, rzucając klucze do małego koszyczka na półce, znajdującej się
niedaleko wejścia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając ojca w zaciszu
brązowych ścian. Westchnęłam głęboko patrząc na zegar ścienny, wiszący nad
zmywarką w kuchni. Było w pół do siedemnastej, czyli o półtorej godziny za
wcześnie, żeby ujrzeć tatę w domu. Bardzo często wracał późno z pracy i nieraz
widziałam, jak zajmuje się papierkową robotą po powrocie. Kocham go nad wyraz,
nie mając żadnego porównania z niczym. Był jedną z kilku osób, które pozostały
w moim najbliższym gronie. W Japonii miałam jeszcze trzy ukochane osoby. Zawsze
uśmiechniętą i szaloną Ino, której niegdyś dorównywałam absurdalnymi pomysłami
oraz Hinatę – wiecznie roześmianą, spokojną dziewczynę, która urzekła mnie
swoją pozytywną pogodą ducha oraz pokojowym nastawieniem do każdego. Nie mogłam
również zapomnieć o niezastąpionej macosze, która była mi jak prawdziwa,
opiekuńcza matka. Była niezwykle urodziwą kobietą o stanowczym charakterze i
bojowym nastawieniu. Co prawda, niestety to doprowadziło również do rozłąki
między nią, a ojcem, jednak nie oznaczało to, że rozstali się w gniewie i
złości. Doszli do obopólnego porozumienia, a kontakt z nią utrzymuję aż do
dzisiaj. Wiem, że w jej życiu następują teraz pozytywne zmiany, gdyż zacieśniła
więzy ze swoim przyjacielem ze studiów medycznych, który swoją drogą był dobrze
ustawionym, przystojnym, jak na swój wiek, mężczyzną. Z każdym listem, z każdą
wiadomością i rozmową z nią czuję się silniejsza. On, Takuji, był jej synem i
obie bardzo przeżyłyśmy jego stratę, lecz nawzajem byłyśmy dla siebie
wsparciem. Tęsknie za nimi niesamowicie i pragnę ponownie wrócić do Konoha, do
miejsca, gdzie jest dla mnie cichy zakątek.
Siedziałam
przy kuchennym stole popijając zimną już herbatę i obserwowałam wskazówki
zegara. Pokazywał godzinę dwudziestą pierwszą i byłam zaniepokojona, że nadal
nie doczekałam się powrotu taty. Nie odbierał telefonu ani nie odpisywał na
wiadomości. Spojrzałam na wyświetlacz komórki w mojej dłoni i ponownie
spotkałam się z ciszą. Westchnęłam i ponownie zastanowiłam się nad moim
pomysłem powrotu do Japonii. Mam tam, do kogo jechać, mam kochaną osobę, która
z pewnością mnie przyjmie i nie odmówi opieki. Usłyszałam brzdęk odbijanych
kluczy na korytarzu, a zaraz zgrzyt otwierającego się zamka w drzwiach. Wysoka,
szczupła postać wślizgnęła się po cichu do apartamentu, ubrana w czarny długi
płaszcz, z kapeluszem na głowie oraz aktówką pod pachą. Widząc jednak strumień
światła, osoba zatrzasnęła drzwi z lekkim hukiem.
–
Dobry wieczór kochanie. Coś się stało, że siedzisz tak po cichu? – Masaru
Haruno był mężczyzną po czterdziestce, jednakże jego postawa i roześmiane oczy,
błędnie mogłyby wskazywać na osobę o wiele młodszą. Posłał mi skromny uśmiech i
zaczął rozbierać się z wierzchniego ubrania.
–
Nic się nie stało tato. Tylko tak rozmyślam. Proszę, mam dla ciebie kolację. –
Uśmiechnęłam się, kierując na koniec blatu talerzyk z kilkoma kanapkami, które
przygotowałam parę minut wcześniej. Mężczyzna obrócił się i położył torbę na
fotelu w przestrzennym salonie.
–
Dziękuję ci bardzo. – Podszedł do mnie i dał całusa w czoło. Pochwycił jedną z
kanapek z serem żółtym i pomidorem, a następnie usiadł na wysokim krześle obok
mnie. – Przepraszam, że tak późno wróciłem, lecz jakiś Japończyk zgubił swój
paszport i nie chciał czekać do jutra, aż wyda mu się specjalne oświadczenie.
Cóż za ludzie chodzą po tym świecie. – Westchnął i ze zrezygnowaniem pokręcił
głową w akcie dezaprobaty. Ja jedynie cicho i krótko się zaśmiałam oraz wstałam
z zajmowanego miejsca, podchodząc do blatu po drugiej stronie. Wzięłam czajnik
do ręki i z zamyśleniem wlewałam wodę. Od razu się opamiętałam, gdy poczułam,
jak ścieka mi ona po ręce. Zakręciłam szybko kurek z wodą i wylałam odrobinę do
zlewu. Chwyciłam za szmatkę, leżącą niedaleko i wytarłam pojemnik.
–
Czemu jesteś taka zamyślona? Czyżby jakiś młodzieniec sprawiał, że jesteś taka
nieobecna? – Usłyszałam głos ojca i zaraz spojrzałam na niego z lekkim
zdziwieniem, jednak po chwili jedynie się zaśmiałam.
–
Ah, co ty tato. Tutaj nie widzę ani jednego, jak to określiłeś, młodzieńca
wartego uwagi. – Z uśmiechem na ustach odstawiłam czajnik i włączyłam go, aby
woda się zagotowała.
–
To, co w takim razie się dzieje? Masz jakieś problemy? – Widziałam jego
zatroskany wzrok, który do niedawna widywałam codziennie, a który rozdzierał
moje serce. Nie lubiłam, gdy się o mnie zamartwiał. Oparłam się tyłem o blat,
podpierając pod pośladkami ręce.
–
Od naszego przyjazdu nie potrafię się odnaleźć tutaj. I nie chodzi mi o język,
bo z angielskim nie mam większych problemów. – Westchnęłam głęboko. –
Chciałabym wrócić do Konoha. Tsunade na pewno pozwoli mi u siebie zamieszkać.
Albo moglibyśmy wynająć tam mieszkanie, gdzie bym bez problemu na pewno sobie
poradziła. – Spojrzałam na ojca proszącym wzrokiem, a jego twarz stała się
surowsza. Przeczesał dłonią swoje ciemne włosy i podparł głowę na ręce.
–
Nie ma mowy Sakura, abyś zamieszkała sama. – Chciałam od razu coś wtrącić, ale
uciszył mnie gestem ręki. – Do pełnoletności brak ci dwóch lat.
–
Mam już prawie osiemnastkę na karku!
–
Tak, ale zgodnie z naszym prawem musisz mieć dwadzieścia. Nie mamy o czym
mówić, jeśli chcesz wcześniej przed twoimi dwudziestymi urodzinami mieszkać tam
sama. – Wykrzywiłam twarz w grymasie. Tak bardzo pragnęłam ponownie znaleźć się
w swojej mieścinie, otoczonej przepięknymi jeziorami i lasami. Zacisnęłam lekko
dłonie, które opierałam na blacie. – Ale zadzwonię do Tsunade. Jeśli zgodzi
się, abyś u niej zamieszkała, to nie widzę problemu. Nie chcę abyś się tutaj
męczyła. – Uśmiechnął się w moją stronę, a ja aż podskoczyłam z radości i
podeszłam do ojca, całując go w oba policzki.
–
Ah! Dziękuję ci bardzo. Dziękuję, dziękuję. – Uśmiechałam się od ucha do ucha i
obróciłam się w miejscu, pokazując swoją radość. Znów spotkam się z przyjaciółmi!
–
Ale nie zapomnij do mnie dzwonić. Będę się czuć samotnie bez ciebie. – Rzucił w
moją stronę z lekkim rozbawieniem na moją reakcję.
–
Nie zapomnę. Odwiedzę cię też na pewno w przerwach świątecznych!
–
Cieszę się. – Wstając od stołu, okrążył blat i poczochrał moje włosy ze
śmiechem.
Następnego
dnia dowiedziałam się, że Tsunade z wielką chęcią pozwoliła mi do siebie
przyjechać. Jednakże, jak się okazało, nie mieszkała już sama, a z tym mężczyzną
o którym opowiadała oraz jego synem. Sądzę, że nie będzie mi to przeszkadzać,
chyba, że okażą się nad wyraz wścibscy. Zabranie odpowiednich dokumentów ze
szkoły również nie sprawiło większych problemów, gdyż niedawno rozpoczął się
drugi semestr, mojej drugiej klasy liceum. Nikt nie miał żadnych przeciwwskazań
i zastrzeżeń odnośnie przeniesienia. Po spakowaniu moich rzeczy i upewnieniu
się, że wszystko co mi cenne będzie razem ze mną, rozejrzałam się raz jeszcze
po apartamencie. Schludny wystrój, niezwykle wygodne fotele i kanapa oraz
okazały widok zza okna. Rozciągała się tam niezwykła panorama miasta. Pomimo,
że wolałam naturę, nikt by nie zaprzeczył, że widok jest jednak nietypowy i
zachwycający. Była godzina ósma, a ojciec czekał na mnie w samochodzie przed
budynkiem. Wziął sobie cały ranek wolny, specjalnie po to, aby się ze mną
pożegnać. Podrapałam się po policzku i wyszłam z mieszkania, zamykając je na
klucz.
Żegnając
się z ojcem nie płakałam, ale nie pożałowałam sobie smutnego uśmiechu. Miałam
małe wyrzuty sumienia, że zostawiam go samego. Na pewno da sobie radę beze
mnie, jednak szkoda mi było go opuszczać, na dodatek na własne życzenie. Słowo
się rzekło i nie dało się już wycofać, nie chciałam tego. Machając ręką,
ostatni raz się z nim pożegnałam wchodząc do odpowiedniego korytarza. Parę
chwil później usiadłam przy okienku, patrząc na budynek lotniska. Spędziłam
tutaj dużo czasu, który uświadomił mi, jak bardzo kocham mój kraj i jego
tradycje. Słyszałam głos stewardessy, która prosiła o zapięcie pasów, gdyż za
moment będziemy odlatywać. Kiedy już wznieśliśmy się w powietrze, ogarnął mnie
dziwny spokój.
6
marzec, czwartek
Dzisiaj
przylatuję nareszcie do domu. Naprawdę bardzo pragnęłam ponownie zobaczyć
przepiękne, kwitnące drzewa wiśni rosnące w całym parku. Niesamowitą zieleń
lasu, niedaleko domu Tsunade oraz jej ogród, którym kochała się zajmować. Czuję
się teraz szczęśliwa choć na ten drobny moment. Będę musiała też obowiązkowo
zawitać na cmentarzu. Tak bardzo brak mi mamy, tak bardzo brak mi Takujiego.
Ich przepięknych uśmiechów oraz nieznośnych humorków. Pamiętam, jak mama zawsze
pozwalała mi na wszystko, a potem się denerwowała, jak zrobiłam coś głupiego.
Bardzo się o mnie martwiła, lecz o siebie nie potrafiła zadbać. Tata zawsze
chciał jej pomagać we wszystkim, lecz ta jedynie groziła mu łyżką i kazała
siadać.
Takuji
natomiast był wspaniałym bratem, jakiego zawsze chciałam mieć. Na samym początku
naprawdę go nie lubiłam, na dodatek ze wzajemnością. Dokuczałam mu, a on mi nie
raz będąc dla mnie naprawdę nieczułym i zimnym draniem. Ze względu, że był
starszy i o wiele wyższy, bardzo często nazywał mnie kurduplem i kazał uciekać,
byleby mu się nie pokazywać na oczy. Znikał całymi dniami i wracał często po
północy. Zawsze czekałam na niego, aby złapać go na gorącym uczynku i wydać
przed Tsunade. Nigdy jednak mi się to nie udało. Zawsze odnalazł sposób, aby
mnie obejść. Później wszystko zaczęło się zmieniać, gdy poznał niesamowicie
sympatyczną dziewczynę Maię Mizuki. Zawsze obdarzała mnie ciepłymi uśmiechami i
rozmawiała ze mną w obecności Takujiego, który z większym zainteresowaniem
zwracał na mnie uwagę. Od tego momentu coś…
–
Proszę o uwagę. Uprzejmie informuję, że za dziesięć minut przystąpimy do
lądowania. Proszę przygotować się oraz zapiąć pasy. – Podniosłam głowę do góry,
gdy usłyszałam przyjemny dla ucha głos. Westchnęłam z niezwykłą trudnością,
jakbym miała zawiązaną w przełyku pętlę. Zamknęłam pamiętnik i wrzuciłam go
później do torby wraz z czarnym długopisem „I love London!”. Zachciało
mi się wspominek, na dodatek pisząc je na kartkach papieru. Robię się
sentymentalna i to na dodatek przy powrocie. Nie może tak być, muszę unieść
głowę i odeprzeć od siebie wszystkie smutki. Bo ponownie się stoczę.
Czekałam
przy wejściu na lotnisko na czarne BMW macochy, lecz nigdzie go nie widziałam.
Dała mi słowo, że odbierze mnie zaraz po moim przylocie. Nie miałam możliwości
zadzwonić, gdyż stara karta miała jedynie korzystną ofertę na terenie Anglii.
Pierwsze postanowienie: zaraz po rozpakowaniu iść zdobyć komórkę. Oparłam się o
czarną walizkę na kółkach, krzyżując ramiona na piersi. Poczekam tutaj jeszcze
dwadzieścia minut, później zbieram się na autobus i jadę sama. Stałam na
poboczu, obok wejścia i obserwowałam ludzi. Widziałam łzy szczęścia, smutku,
wesołe śmiechy lub krzyki. Skrzywiłam się patrząc na to wszystko. Niczym wesoły
teatrzyk rozgrywany na moich oczach, a jakże ironiczny, gdy sobie uświadomię,
że również nie tak dawno żegnałam się z ojcem. Westchnęłam i spojrzałam na
lekko zachmurzone niebo. Płynęły po nim przepiękne szare chmury. Myśląc o
wszystkim, co dotychczas przeżyłam zaczęłam nucić tekst piosenki.
The sky is falling on me… As your hand’s turning old
and weak.
Mrucząc
pod nosem nuciłam cicho melodię, próbując przebić się przez warkot silników.
–
Sakura, nie mylę się? – Usłyszałam po swojej prawej stronie i zwróciłam tam
swoją uwagę. Zobaczyłam wysokiego i postawnego blondyna, który miał niezwykle
długie włosy, związane w wysoką kitkę. Ubrany był w czarną skórę, a pod
spodem mogłam dostrzec skrawki tego samego koloru koszuli, by potem przenieść
wzrok na jego ciemne dżinsy oraz czarne wojskowe buty.
–
Tak, a ty jesteś…? – Zapytałam robiąc specjalną lukę, aby się przedstawił.
Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie podając dłoń. Uścisnęłam ją, patrząc w jego
niebieskie oczy.
–
Nazywam się Deidara. Mój ojciec kręci z Tsunade, chyba ci o tym wspomniała? –
Zaśmiał się lekko.
–
Tak, mówiła coś. Cóż mój drogi, masz lekkie spóźnienie. – Powiedziałam
stanowczym głosem, lecz zaraz usłyszałam jego przyjemny śmiech, gdzie aż nie
sposób było się nie uśmiechnąć w odpowiedzi.
Jechaliśmy
czarnym Lexusem LFA, a ja aż wtapiałam się w siedzenie. Niezwykle przyjemnie mi
się siedziało wśród czarnej tapicerki. Przez całą drogę utrzymywaliśmy rozmowę.
Był niezwykle interesującą osobą i bardzo otwartą na nowych ludzi. Zaskoczeniem
dla mnie było, że znał się z Takujim. Ba! Byli dobrymi przyjaciółmi i
powiedział, że widział mnie na jego pogrzebie, dlatego teraz bez problemu mnie
rozpoznał. Z drugiej strony, kto by nie zauważył charakterystycznych różowych
włosów? Wracając, każdy z jego przyjaciół przeżył na swój sposób jego odejście
i bardzo było im tęskno. Nigdy nie poznałam jego znajomych oprócz Mai oraz
Peina, który był jej bratem. Byli świetnym rudowłosym rodzeństwem, choć on
nieco wyróżniał się swoją wredną naturą. Deidara miał dwadzieścia trzy lata i
kończył w tym roku studia psychologiczne wraz z jego przyjacielem Hidanem.
Mówił, że na pewno spotkam jego, jak i resztę ich przyjaciół, którzy
przyjeżdżają często po niego. Spojrzałam na niego podejrzliwie, a ten zaraz ze
zdenerwowanym śmiechem dodał, że często robią sobie wypady do klubów i pubów,
więc wraca nieraz w środku nocy.
–
Spokojnie mała. Jeśli masz ochotę, to cię kiedyś zabierzemy. – Zerknął na mnie
kątem oka z drobnym zadziornym uśmieszkiem. – Ale nie oczekuj, że to będzie
niewinna zabawa.
–
No, no Deidara. To, co wy takiego tam wyprawiacie? Tańczycie na rurach do
striptizu?
–
Nie. Ale jesteś blisko. – Zaśmiał się gardłowo na moją uwagę. Resztę drogi
przebyliśmy w ciszy, a ja spoglądałam za okno, patrząc, co takiego się tutaj
pozmieniało przez cały okres mojej nieobecności. Prywatna szkoła, którą
minęliśmy, zakończyła remont frontowej części budynku i prezentowała się teraz
w odcieniach bieli oraz błękitu. Po prawej stronie natomiast rozciągał się
niezwykle duży park, gdzie widziałam aleje mając wrażenie, że prószy tam śnieg.
Drzewa wiśni nietypowo wcześnie rozkwitły w tym roku, co tylko spowodowało
uśmiech na mojej twarzy. Rozpoznawałam drogę, którą jechaliśmy, a wesołe
wspomnienia zabaw z Ino i Hinatą, wracały do mnie drobnymi urywkami. Lotnisko
znajdowało się w pobliskim mieście, oddalonym dwadzieścia cztery kilometry od
Konoha. To właśnie tam z dziewczynami się często wybierałyśmy, gdy Ino zarządzała
Wielkie Polowanie.
–
Po czterdziestu minutach Deidara zaparkował obok dużej rezydencji, która
znacząco wyróżniała się pośród innych willi na tym terenie. Nasza mieścina była
odosobnionym obszarem, gdzie zgromadziły się rodziny budując nowe domy i
tworząc osiedla. Od 25 lat rozwija się tutaj nowa infrastruktura, jednakże brak
miejsca na budynki przemysłowe uniemożliwia wzniesienie większych sklepów i
centrów handlowych. Działa to jednak tylko na plus według mnie. Wszyscy mamy
szanse podziwiać niezwykłą zieleń, otaczającą Konoha i nie raz widać autobusy
wypełnione ludźmi, którzy przyjeżdżają tutaj nad jeziora.
Dom
Tsunade wznosił się nad malowniczym ogrodem, który oczarowywał swoją skalą
barw. Duże, bujne hortensje okalały jasną ścieżkę do budynku, a zielone krzewy
za nimi podkreślały ich niebieskie i ciemno różowe odcienie. W oddali widziałam
fragment fontanny otoczonej różami, które teraz miały pąki, niczym drobne
kamyczki. Sam budynek miał dwa piętra i wysoki parter, co tylko dawało większej
wyniosłości. Białe ściany były gdzieniegdzie oplątane przez powojniki, a zaraz
obok na drabinkach rozciągały się różowe wiciokrzewy.
Pomogłam
Deidarze wyjąć moje trzy torby z bagażnika i chwyciłam za walizkę na kółkach.
Blondyn uparł się, że weźmie moje dwie torby, które nie były wcale takie
lekkie. Pewnie chciał pokazać, jaki to z niego macho. Faceci. Z westchnięciem
ruszyłam za nim i przeszliśmy przez czarną, prostą furtkę. Weszliśmy na ganek,
który znajdował się pod balkonem, gdzie na balustradzie były powieszone jasno
różowe begonie. Chłopak zaczął grzebać w kieszonce na piersi i zaraz usłyszałam
brzdęk kluczy. Wystrój w środku niczym się nie zmienił od mojej ostatniej
wizyty. Z lewej strony znajdował się łuk do jadalni połączonej z salonem,
natomiast po prawej wejście prowadzące do kuchni. Bladoniebieskie ściany były
ozdobione czarno-białymi fotografiami rodzinnymi, a na komodzie, za łukiem
wejściowym, w białym wazonie były umieszczone kwiaty, kwitnące na granatowo.
Deidara pomógł mi wnieść wszystkie bagaże na drugie piętro, gdzie w najdalszym
zakątku domu, znajdował się mój malutki pokój, który sama kiedyś sobie
wybrałam. Wchodząc w moje małe cztery ściany, poczułam się niezwykle dobrze.
Uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy z każdą chwilą się powiększał.
Rzuciłam się na moje dwuosobowe, czarne łózko i przytuliłam się do poduszki.
Słyszałam, jak blondyn zostawia torby przy wejściu, więc spojrzałam na niego
przewracając się na plecy. Widziałam jego powiększający się uśmiech, gdy
rozglądał się po moim pokoju. Łóżko, na którym leżałam, znajdowało się w lewym,
dalszym rogu, a zaraz obok stała wysoka czarna półka na książki, gdzie dalej
walały się moje czarne, opasłe tomiska historyczne. Po drugiej stronie,
naprzeciwko łóżka, było ustawione duże biurko i komoda na rzeczy, która była
całkowicie pusta. Na ścianach koloru jasnego błękitu, porozwieszane były
plakaty zespołów folk metalowych oraz symfonicznych.
–
Wolę ich debiutancki mini album z 2003 roku. – Wskazał palcem na plakat okładki
najnowszego albumu Eluveitie, utrzymując wesoły uśmiech.
–
Fakt, dobry jest, lecz znajdź go teraz na rynku, a zatańczę na twą cześć. –
Puściłam mu oczko.
–
Uważaj, bo jeszcze do tego dojdzie. – I śmiejąc się wyszedł z mojego pokoju,
lekko zamykając drzwi. Rozłożyłam dłonie wzdłuż łóżka i spojrzałam w biały
sufit.
Witaj w domu Sakura.
–
Witaj w domu Sakura! – Z takim okrzykiem przywitała mnie Tsunade, wchodząc do
salonu, gdzie parę minut wcześniej usiadłam z książką w ręku. Była ubrana w
ładny, czarny komplet uniformu służbowego. Z uśmiechem na ustach wstałam z
fotela, odkładając książkę i uścisnęłam ją z całych sił. – Dawno cię nie
widziałam, ale nic się nie zmieniłaś. Dalej taka urocza buntowniczka. – Posłała
mi zadziorny uśmiech.
–
Oj tam, od razu buntowniczka, na dodatek urocza. – Uśmiechnęłam się do niej. -
Bardzo dobrze cię widzieć Tsunade i dziękuję, że zgodziłaś się na mój przyjazd
tutaj.
–
Nie ma, za co dziękować. Zawsze będziesz tutaj miała swoje miejsce, w tym domu.
I przepraszam cię, że sama nie podjechałam po ciebie, ale zatrzymano mnie w
szpitalu. – Spojrzała na mnie przepraszająco, poprawiając swojego koka.
–
Nic się nie stało. Wiem, jak bardzo praca jest dla Ciebie ważna. A Deidara nie
jest taki zły.
–
Tak, jest strasznie dobrym chłopakiem. A'propos, byłaś już w szkole zanieść
dokumenty? Co prawda moja znajoma, będąca tam dyrektorką, przymknęła nieco oko
na przyjęcie cię bez żadnego poświadczenia, na dodatek w połowie semestru, ale
wypadałoby jej to jak najszybciej zanieść. – Twarz blondynki zrobiła się nieco
surowa, przypominając mi o tej ważnej drobnostce.
–
Już się zbieram. To jest to samo liceum, gdzie chodziłam przed wyjazdem?
–
Tak, ale dyrektor się zmienił. Już nie ma tego starego, denerwującego pryka. –
Puściła mi oczko.
–
Miejmy nadzieję, że nie na gorsze. Cóż, trzeba iść się przekonać! – Mały
uśmiech ppjawił się na moich ustach. - Mogę też wrócić nieco później, ponieważ
chce iść kupić kartę do telefonu. – Tsunade ruszyła razem ze mną w stronę
wyjścia z jadalni.
–
Jeśli chcesz mogę poprosić, aby Deidara cię podwiózł. Pierwszy wykład na
uczelni ma dopiero o czternastej. – Odwróciła się w moją stronę, gdy stanęłyśmy
przy schodach. Spojrzałam na zegarek powieszony na ścianie, pokazujący parę
minut po dziesiątej.
–
Nie trzeba. Z chęcią się przejdę. Widziałam, jak drzewa zakwitły w parku. –
Rzucając tyko drobne „do później”, uciekłam na piętro po potrzebną mi teczkę.
Szłam
obszerną ścieżką w samym centrum parku. Pomimo, że do wiosny jeszcze daleko,
słońce przyjemnie ogrzewało moją twarz, a lekki wiaterek ruszał moimi włosami.
Mogłam dostrzec, tylko czasami, starsze osoby, które tak, jak ja podziwiały
piękno przyrody. Wielu młodych ludzi, w tym moi znajomi, siedziało teraz w
szkołach na zajęciach. Miałam nadzieję, że trafię na miejsce w momencie trwania
lekcji, ponieważ jeszcze nie chciałam spotykać starych znajomości. Wewnątrz
mnie istniało niewytłumaczalne pragnienie, aby przeciągnąć moment naszego
wspólnego spotkania. Rozglądnęłam się dookoła i zauważyłam, że powoli zbliżam
się do końca parku.
Do
szkoły weszłam równo z dzwonkiem na przerwę, przez co na mojej twarzy pojawił
się grymas. Przechodząc między uczniami, nie widziałam na szczęście nikogo
znajomego, więc starałam się dostać do gabinetu dyrektorki, nie zwracając na
siebie znacznej uwagi. Komiczne dla mnie było ukrywanie się we własnej szkole.
Ruszając szybko na piętro po kamiennych, szarych schodach przez przypadek
szturchnęłam zielonowłosą dziewczynę. Widziałam jej niezadowoloną minę i
starając się uniknąć konfrontacji pospiesznie przeprosiłam i szybko zaczęłam
wskakiwać po dwa schodki w górę.
Dotykając klamki odetchnęłam lekko
i zapukałam. Wchodząc, pod pewnym impulsem, spojrzałam na prawo i dostrzegłam,
jak wysoki, krótkowłosy brunet wpatruje się we mnie z obojętnością. Znałam go
bardzo dobrze i nie zdziwiłam się brakiem jego reakcji na mój widok, co mnie
niezmiernie zadowoliło. Kiwając mu tylko głową weszłam do sekretariatu.
Sprawa
z panią dyrektor zajęła mi całą dwudziestominutową przerwę, na moje szczęście.
Pani Matsuyo była miłą, długowłosą szatynką z przepięknym, serdecznym
uśmiechem. Polubiłam ją niezmiernie, a rozmowa prowadziła nam się bardzo
dobrze. Zapytała się o moje plany na przyszłość, jak się czułam w szkole w
Anglii oraz w jakiej klasie byłam przed wyjazdem. Niestety muszę nadrobić
znaczne zaległości, ponieważ program nauczania w tej szkole jest o wiele do
przodu, w przeciwieństwie do liceum w Londynie. Mam się zgłosić do nauczycieli
w sprawie zaliczenia materiału i zdać wszystko, co dotychczas na lekcjach było
omawiane. Dostałam dodatkowo jeden dzień wolnego i lekcje rozpocznę dopiero w
poniedziałek z resztą klasy.
Przed
wyjściem ze szkoły, musiałam jeszcze podejść do sekretarki, która miała wydać
mi mundurek. Mój stary strój najprawdopodobniej się zapodział, a nie miałam
cierpliwości szukać go, po prawie wszystkich szafach w domu. Pani Shizune
zaprowadziła mnie do osobnego pomieszczenia w sekretariacie, gdzie bez problemu
przymierzyłam uniform. Plisowana, czarna spódniczka sięgała mi lekko nad
kolano, a biała bluzka z obszernym, czarnym kołnierzem oraz ciemnymi mankietami,
ładnie układała się na mojej sylwetce. Spojrzałam przelotnie na jasnoczerwoną i
zieloną kokardę, których nie wyjęłam z foliowego woreczka. W tej szkole nie
było rygoru kolorystycznego. Mundurek utrzymany był w neutralnych kolorach i
wedle życzenia ucznia, można było dobrać kolor kokardy oraz swetra
wierzchniego. Dziękując za pomoc w dopasowaniu stroju, skierowałam się do
wyjścia.
Ruszyłam
wzdłuż bramy spoglądając na gmach publicznej szkoły. Ściany budynku były w
beżowym kolorze, natomiast na samym środku, tuż nad wejściem, widniało logo
przedstawiające orła z rozpostartymi skrzydłami po bokach. Ścieżki wewnątrz
terenu były natomiast ozdobione zielonymi, dużymi krzewami, a w samym centrum
znajdował się ogromny dąb, gdzie pod nim uczniowie odpoczywali między
zajęciami. Szłam tyłem patrząc na liceum i odwracając się, głośno westchnęłam.
Spojrzałam przed siebie i szukałam wzrokiem kiosku. Swój wzrok zawiesiłam na
małej, niebieskiej budce, która stała w rządku kolorowych witryn sklepików, po przeciwległej
stronie skrzyżowania. Stając przy pasach rozglądnęłam się po bokach i widząc,
że żaden samochód nie jedzie przeszłam na drugą stronę. Stanęłam przy okienku i
spojrzałam za szybę, gdzie siedział łysawy mężczyzna z gazetą w ręku. Widząc,
że stanęłam i czekam, odłożył czasopismo przechylając się do przodu.
Kupując
kartę, dostrzegłam kątem oka wystawione na zewnątrz kwiaty w wazonach.
Zagryzłam policzek od wewnątrz, stwierdzając, że wypadałoby dzisiaj odwiedzić
mamę na cmentarzu… oraz Takujiego. Podziękowałam starszemu mężczyźnie i
chowając pudełeczko do, przewieszonej przez moje ramię, torby, poszłam w stronę
kwiaciarni, nie chowając portfela. Wchodząc do środka sklepu od razu rzuciły
się w moje oczy białe, pełne lilie oraz czerwone goździki.
–
Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – Usłyszałam miły głos sprzedawczyni zza lady i
uśmiechnęłam się w jej kierunku. Poprosiłam o kwiaty, które zwróciły na siebie
moją uwagę, natomiast kobieta wesołym krokiem podeszła do białych wazonów.
Poprosiłam również o wkłady do zniczy, gdy zobaczyłam, że leżą na półeczce za
kasą. Minęło może z piętnaście minut, a ja wyszłam z kwiaciarni mając w rękach
duże bukiety. Uniosłam głowę w górę i zauważyłam, że małe chmury zbierają się
na niebie. Ruszyłam, czym prędzej, wzdłuż kolorowej alejki. Mijałam butiki z
tanią odzieżą, sklepy spożywcze oraz mój ukochany antykwariat. Budynek
prezentował się w brązowych odcieniach, z domieszką czarnych elementów wokół
okien. Stara tabliczka wywieszona w drzwiach informowała, że lokal jest
otwarty. Zauważyłam za szybą starego, siwego mężczyznę, który układał na
półkach książki. Uśmiechnęłam się na jego widok, gdyż pan Tadashi był naprawdę
porządnym mężczyzną i niejednokrotnie zapraszał mnie na herbatę, gdy szukałam
jakiegoś ciekawego egzemplarzu.
Wychodząc
z pomiędzy drzew parku, dostrzegłam czarne słupki cmentarza. Kuta żelazna brama
była otwarta na oścież, zapraszając wszystkich na swój teren. Przeszłam przez
nią i zachwyciły mnie, przepiękne wzory pnących się roślin na niej. Weszłam na
główną dróżkę, która rozgałęziała się, co jakiś czas. Po prawej, jak i lewej
stronie ciągnęły się kamienne i granitowe nagrobki, w przeróżnych odcieniach.
Widziałam niekiedy jedną lub dwie osoby, sprzątające groby ze starych liści, z
tamtego roku. Skręciłam w lewo, w starszą część cmentarza. Mama umarła, gdy ja
miałam dwanaście lat, lecz dobrze pamiętam jej pogrzeb. Nie było, aż tak wielu
płyt cmentarnych, które właśnie mijałam, a drzewa, które teraz pną się w górę przy
granicy z płotem, były zaledwie sadzonkami. Nie było nas wtedy dużo, bo
zaledwie najbliższa nam rodzina. Podchodząc do białego nagrobka, wzięłam
głęboki oddech. Była tam, jak zawsze na mnie czekała. Uśmiechnięta na
fotografii i z roześmianymi oczami. Podeszłam jeszcze bliżej, odkładając torbę
na małej, drewnianej ławeczce, będącej naprzeciwko.
–
Cześć, mamo. – Powiedziałam cicho, patrząc na płytę usypaną wieloma igłami z
pobliskiego drzewa. Podciągnęłam rękawy kurtki do góry i zaczęłam zbierać do
ręki małe szpileczki. Spojrzałam przed siebie i dostrzegłam, że kwiaty w
wazonie są całe pożółkłe i zwiędłe. Od naszego wyjazdu mało, kto przychodził na
ten grób. Za naszą prośbą, jedynie Tsunade od czasu do czasu przychodziła tutaj
troszeczkę zadbać o mamę. Wstałam i wyrzuciłam igły za ławkę, na trawę i
wyciągnęłam rękę do torby. Odpinając zamek, zaczęłam szukać chusteczek, które
skryły się pod folią od mundurka.
–
Pościerałam płytę nagrobną, wymieniłam wkłady w zniczach i wyrzuciłam stare
kwiaty oraz opakowania do kontenera, będącego alejkę dalej. Wracając z powrotem
tą samą ścieżką, zwróciłam uwagę na wygrawerowane nazwiska w kamieniu. Yuki
Hashirama. Tadase Mogami. Toshiro Mogami. Tak wiele osób spoczywało tutaj, a
minęło zaledwie dwadzieścia lat od założenia cmentarza. Wróciłam z powrotem do
grobu mamy i ułożyłam nowe kwiaty w wazonie, a potem uklęknęłam naprzeciwko.
Modliłam się do niej, prosząc o czuwanie nad ojcem, a potem prosiłam samego
boga o dobry spoczynek dla niej. Otworzyłam oczy i od razu dostrzegłam czerwone
plamy kwiatów. Uwielbiała goździki i zawsze pełno było ich w domu. Utożsamiałam
ją z nimi, gdyż zawsze śmiała się do nich. Nie zasługiwała na tak wczesną
śmierć, nikt jednak nie dał żadnemu z nas wyboru. Wstałam i rzuciłam ostatnie
spojrzenie na zdjęcie, a potem ruszyłam wzdłuż dróżki niedaleko. Trzymałam w
rękach bukiet białych lilii, a w oddali widziałam duże drzewo, które było tutaj
jeszcze przed budową tego terenu. Przeszłam spory kawałek, lecz coraz bliżej
dostrzegałam zielone pąki na gałęziach, które skłaniały się ku czarnej płycie.
Podeszłam jeszcze bliżej, a widząc złote litery, niewidzialna pętla zawiązała
się w moim gardle. Ze śmiercią mamy pogodziłam się już bardzo dawno temu i
potrafiłam sobie z nią poradzić, jednak widok jego nagrobka dalej sprawiał mi
ogromny ból. Z zaciśniętymi wargami rzuciłam torbę pod drzewo, ponieważ tutaj
nie było żadnej ławeczki i zaczęłam przecierać chusteczkami grób. Był on
bardziej zadbany niż mamy, więc na pewno ma częstych gości. Zacisnęłam brudny
materiał w dłoni i spojrzałam przed siebie. Byłam w stanie wyobrazić sobie, jak
jego oczy patrzą na mnie i jakby zaraz miał mi coś powiedzieć. Przymknęłam oczy
i dałam upust swoim łzom, gdy w mojej głowie nadal formowały się obrazy z przeszłości.
Targał moimi włosami, gdy go zdenerwowałam lub rozbawiłam, przybierał obojętny
wyraz twarzy, gdy był rozdrażniony lub zirytowany, a niekiedy nawet posyłał
małe uśmieszki, kiedy udało mi się go rozbawić swoją głupotą. Uśmiechnęłam się,
widząc oczami wyobraźni jego twarz. Usłyszałam szmer niedaleko siebie, więc
przetarłam pospiesznie policzki i podniosłam się, stając na równych nogach.
Rozglądnęłam się, ale nikogo nie zauważyłam. Westchnęłam cicho i zaczęłam
wkładać kwiaty do wazonu, wcześniej wlewając tam wodę z wiaderka, które było za
nagrobkiem. Dostrzegłam niedaleko duży znicz, który leżał otworem do dołu,
natomiast pokrywka od niego, znajdowała się prawie pod moimi nogami. Podnosząc
ją podeszłam do czerwonego szkła, patrząc przed siebie. Chwyciłam znicz w ręce
i umieściłam go z powrotem na swoim miejscu.
Biorąc
torbę spod drzewa, zauważyłam biały patyk wbity w ziemie niedaleko mnie. Kręcąc
ze zrezygnowaniem głową, przerzuciłam torbę przez ramię i podeszłam do grobu.
Wyciągnęłam rękę i chwyciłam za gałązkę. Była bardzo dziwnie miękka w dotyku i
kiedy zaczęłam ją ciągnąć, wyślizgiwała mi się z rąk. Widocznie musiał być to
plastik. Westchnęła głęboko i chwyciłam go oburącz ciągnąc z całych sił.
Zamknęłam oczy i chwilę później upadłam do tyłu. Otworzyłam szybko powieki, a w
mojej krtani ugrzązł krzyk. Wydobyłam z siebie jedynie zduszony jęk, gdy moje
ręce zaczęły się strasznie trząść, kiedy zobaczyłam, co trzymam. W rękach
miałam złożony kawałek dłoni, od kciuka do palca wskazującego. Wyrzuciłam to
jak najdalej od siebie i zaczęłam z paniką czołgać się do tyłu. Wstałam
potykając się o korzeń drzewa i zaczęłam biec, jak najszybciej przed siebie.
Czułam, że tracę oddech, a moje nogi zaczynają drżeć przerażająco. W głowie, w
kółko odtwarzałam tylko jedno polecenie: uciekaj.
Shayen:
Ta dam! Co prawda rozdział jest o wiele krótszy niż planowałam. Ze względu na
mój wyjazd w poniedziałek, musiałam go skrócić nieco, nieco bardzo, ale chyba
nie jest aż tak źle, prawda? Do 6 sierpnia niestety rozdział się nie ukaże, ale
zaraz potem, możecie się spodziewać szybko nowej notki. :) Chciałam również
bardzo podziękować mojemu przyjacielowi za drobną korektę większej części
rozdziału. Nawet nie wiesz, jak mi to pomogło. Dzięki wielkie, raz jeszcze.
To tymczasem ja wam życzę miłego
wieczorku i do następnej!
Dotarłam w końcu! :P
OdpowiedzUsuńProlog przeczytany jak i pierwszy rozdział :D
Rozdział rewelacyjny, chociaż na początku przez chwilę miałam wrażenie jakbym nie czytała o Sakurze, ale później wszystko się wyjaśniło xD Chwilowy nie ogar wygrał ha ha xD Jak czytałam opis Londynu to aż byłam w szoku :O Czy na pewno czytam o tym samym Londynie w którym byłam rok temu i w którym się zakochałam? :D
Trochę szkoda mi Sakury,że musiała opuścić przyjaciół i swój dom i wyjechać z ojcem, ja jestem zbyt sentymentalna i przywiązana na takie coś :P
Z drugiej strony fajnie, że wróciła. Tsunade ją przygarnęła, wróci do szkoły i znajomych. W końcu będzie mogła żyć tak jak chciała. I jeszcze imprezy z Deidarą ? ;> Zapowiada się ciekawie :D
Ogólnie co do treści nie mogę się przyczepić, rozdział zajebisty :P
Z niecierpliwością czekam na kolejny :P Jakbyś mogła to powiadamiaj na gg :D
Buziaki :*
PS: Końcówka zajebista! Jak z horroru <3 Jestem ciekawa jak to się wyjaśni :P
UsuńCan't wait !!! <3
Prolog przeczytałam wcześniej, jednak wyjechałam na dwa tygodnie i nie miałam jak dokończyć pierwszego. Ale ważne, że to zrobiłam, nie? :) Otóż, od czego tu zacząć. Strasznie podoba mi się Twój styl pisania. Jest lekki, nawet bardzo (a to dobrze!) i zbudowany zarazem. Historia ciekawa. Na początku myślałam, że to kolejny szkolny (dla twojej wiedzy nienawidzę szkolnych, może niektóre czytam, jak mi się spodobają ), jednak Ten blog ma coś w sobie. Jak mam być szczera, zaciągnął mnie wygląd bloga. Jest Cudowny :D! A tak na serio, znalazłam Twojego bloga dzięki Fb. Tak patrzę "O Shayen, czy ona nie założyła Krytycznej-bieli? ^^" . Dobra bo ja tu zanudzam i nie pisze tego co najważniejsze xD. Charakter Sakury jest mega, nie wiem czemu strasznie mi spasował. Mam dość pokazywanej jej w świetle wiecznie smutnej...tu jest coś nowego (tak jestem wymagająca). Powrót do Japonii? Pomysł jak najbardziej jest na TAK. Już się przeraziłam, że akcja będzie się tylko działa w Anglii. Ech może przestanę zrzędzić .-.. Tsunade Macochą Haruno?! Boże rewelacja :D. Coś nowego i ciekawego zarazem :D. Szkoda mi tylko jej matki, no i brata. Od razu pokochałam Deidarę <3. Ciesze się, że występuje tu Akatsuki :D. I również na mojej twarzy zagościł uśmiech, kiedy wspomniałaś o Painie. Tak mało go w opowiadaniach :<. A koniec mnie zadziwił! Normalnie szok xD. Ręka?! Trupa?! : O. No, no bardzo mnie to zaintrygowało :D. Szczerze mówiąc, wolę SasuSaku, jednak dobre blogi o ItaSaku muszą naprawdę mnie zadowolić, a Twój jest jednym z nich :). Więc masz stałego czytelnika :D!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Pauu Lina
P S Chyba się za bardzo rozpisałam. Nie zdziw się, jak coś nie będzie miało sensu. Ja już taka jestem xD.
Ah! Każdy komentarz jest dla mnie niezwykle ważny, więc nie przejmuj się. :) Ano KB kiedyś powstało za machnięciem mojej ręki, cieszę się, że rozwija się nadal.
UsuńAkatsuki to moja ulubiona organizacja, aż nie wyobrażam sobie, gdyby ich miało tutaj zabraknąć. :) Bardzo, bardzo się cieszę, że spodobały Ci się charaktery postaci, bo szczerze powiedziawszy nawet się nie zastanawiałam, jakie im cechy przypiszę. Wyszło to tak, po prostu.
Więc zapraszam, zapraszam do czytania, bo mam nadzieje, że nie będzie ich mało. :)
Pozdrawiam również, S.
Cześć Shay! Świetny szablon! ^_^
OdpowiedzUsuńAle ja tu nie o tym. Wpadłam powiadomić cię iż twój blog został właśnie dodany do Lapidarium Narutowskiego. W imieniu załogi LN bardzo dziękuję za wybranie naszego spisu i zachęcam cię do zgłaszania nowych rozdziałów.
Dzisiaj niestety jestem tu "służbowo", jak widać, ale obiecuję, że niedługo wpadnę w te strony raz jeszcze i zabiorę się za czytanie tego opowiadania. Swoją drogą, zaczęłaś je na nowo (wydaje mi się, że wcześniej było więcej rozdziałów >.<)? (;
Pozdrawiam!
Blacky
Hej, hej Blacky, a dziękuję bardzo. ^^
UsuńDzięki wielkie również za informację odnośnie Lapidarium, cieszę się, że bez problemu blog został dodany.
A ja Cię jak najbardziej zapraszam, zapraszam. Ano opowiadanie zaczęłam pisać od nowa, głównie ze względu na fabułę, która skierowała się w nie tym kierunku co trzeba. :)
Pozdrawiam również, S.
Za opowiadanie zabiorę się chyba w tą niedzielę. ^_^
UsuńBtw., nie wiem czy to tylko u mnie, ale przez ten player blog nie chce mi się wyświetlać w żadnej przeglądarce poza Operą. Może to jakiś problem z kodem? Ja jak miałam kiedyś u siebie odtwarzacz muzyki to korzystałam z tej strony [KLIK]. =_=
PS Istnieje szansa byś wyłączyła weryfikację obrazkową? Jest ździebko irytująca. (:
To ciesze się. :)
UsuńOjjojoj, też korzystałam z tej strony, ale tutaj na ten przekabaciły mnie wzory (choć na tamtym też jest pełno wzorów). Dzięki wielkie za informację, już to zmieniam.
Pewnie, że tak, już zaraz będzie wyłączona. :)
Świetna notka, czekam na więcej, *.* czekam na nexta, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzapraszam też do siebie http://itachisakuralove.blogspot.com/2014/09/rozdzia-xiv.html na bieżąco pisze i mam nadzieję że odwiedzisz i skomentujesz bo zaczęłam i potrzebuję wsparcia, dziękuję :)
Spam!
OdpowiedzUsuńSorki, że tu, ale nie widze zakladki spam
Krótka historia.
Sakura zaczyna chodzić do nowej szkoły.
Poznaje nowych przyjaciół i zdobywa nowego wroga.
Dowiaduje się nowych rzeczy o życiu.
Musi szukać nowych sposobów na pozbycie się wroga,
bo brat jak na złość nie chce pomóc.
Odnajduje nowy punkt widzenia.
Aż w końcu dowiaduje się, że jej chłopak ma powiązania
z jej nowym wrogiem.
Historia niby jak wiele, ale inna.
Jeśli ten krótki opis drogi czytelniku Cie nie przekonał
zajrzyj do pierwszego rozdziału i kolejnych. Zapraszam na --> http://siedem-dnii.blogspot.com/
Wow reka trupa... Blog super i tsunade macocha sakury tego jeszcze nie było. Pozdrawiam i zapraszam do mnie n bloa itasaku-by-kaczka-lzawybaczenia.blogspot.com
OdpowiedzUsuń"Czemu jesteś taka zamyślona? Czyżby jakiś młodzieniec sprawiał, że jesteś taka nieobecna?" - NAJGORZEEEJJJJJ. Szablon jest boskiiii.... Jestem w jakiejś połowie i OMG musiałam walnąć komentarz przed pójściem spać. Bo tagggg, ledwo siedzę więc zatrzymałam się w połowie notki. ALE WRÓCĘ NA RESZTĘ!
OdpowiedzUsuńOj, tak! Słowa które słyszałam wiele razy w dzieciństwie. :D Trzymam za słowo!
UsuńOMG! Zaczęłam czytać i to się tak niepozornie zaczyna xD
OdpowiedzUsuńW ogole wow! JAK DAWNO BYL TEN ROZDZIAŁ NAPISANY i tak porównując do Sought czy SH to widać zmianę w prowadzeniu historii! NO MEGA ♡
Lece dalej w żółwim tempie to nadrabiać