A: Zanim
jeszcze weźmiecie się za czytanie, chciałabym jeszcze raz bardzo przeprosić za
trzyletnią(!) przerwę. Nie mam słów. Po prostu mi wstyd. Wiele razy, gdzieś
tam, wędrowały mi cały czas myśli o blogu. O opowiadaniu i o tym, co chciałabym
w nim umieścić. Ale sama myśl o pisaniu zniechęcała mnie. Teraz jednak, staram
się zmotywować do granic możliwości i mam nadzieje, że pozostanie ona ze mną na
długo.
Wybaczcie
mi proszę również, jeżeli odczujecie w połowie tekstu jakąś zmianę. Pierwsze
strony pisałam trzy lata temu, końcówkę - dzisiaj. Dlatego styl, układane myśli
mogą się różnić. Zdaję sobie sprawę, że zdecydowanie jestem w tyle. Nie
chciałam pisać tego od nowa, bo myślę, że początek jest nawet lepszy, niż
mogłabym go napisać aktualnie.
Okej! Nie
zanudzam. Zapraszam do wyczekiwanego, dalszego ciągu. Mogę jedynie powiedzieć,
że następny rozdział postaram się opublikować za niedługo. c:
Czułam zimno, a to, co temu towarzyszyło doświadczyłam
pierwszy raz w życiu. Biegłam najszybciej jak potrafiłam, pomimo że nogi drżały
mi od wysiłku. Serce, niczym gong w świątyni, dudniło w mojej piersi. Mój
oddech był nierówny, a powietrze urywanymi salwami dostawało się do moich płuc.
Burza rozpętała się nad moją głową, a ja nie byłam w stanie nawet określić,
kiedy dokładnie. Widziałam tylko czerń, a krople wody wpadały do moich oczu.
Biegłam w kierunku domu, lecz kto wie, czy obrałam dobrą drogę? Potykałam się o
moje nogi, a rękę przycisnęłam do piersi, zaciskając w dłoni materiał czarnej
bluzki. Czułam, że się duszę, a z mojej krtani wydobył się cichy jęk. Trochę
siły kobieto! Wykrzyczałam do siebie w myślach i stanęłam gwałtownie,
próbując wziąć większy oddech. Przetarłam drżącą ręką oczy i parę razy
zamrugałam powiekami. Spojrzałam na moją rękę ubrudzoną na czarno, gdy starłam
tusz, ale widziałam nieco lepiej. Podchodziłam do drzewa niedaleko mnie, ale w
połowie drogi upadłam. Co się ze mną działo? Dlaczego byłam tak irytująco
słaba? Gdzie się podziała ta cała odwaga i siła we mnie?
Poderwałam gwałtownie głowę, gdy do moich
uszu dotarło trąbienie. Spojrzałam przed siebie, a przed moimi oczami nagle
świat pojaśniał. Byłam w stanie tylko dostrzec ledwo widoczne zarysy drzew oraz
lekko ruchliwą ulice naprzeciwko. Objęłam się ramionami i zamknęłam oczy. Moje
palce całkowicie przemarzły i czułam się, jakbym zamiast nich miała kawałki
lodu.
Czułam
ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele. Oh, jak przyjemnie. Objęłam
mocniej kubek z gorącą herbatą i oparłam się o ścianę. Siedziałam we własnym
pokoju i czułam się, jakby ktoś nareszcie zabrał z moich barków i serca jakąś
cząstkę niewypowiedzianego ciężaru. Westchnęłam ciężko i wypiłam malutki łyczek
z mojego ulubionego kubka z kłapouchym, który bardzo dawno temu tutaj
zostawiłam. We własnym umyśle miałam… nic. Pustkę, jakby zdarzenie z dzisiaj
nie miało miejsca. Wróciłam do domu, zrobiłam to co zawsze – rozebrałam się z
wierzchniego ubrania, rozpakowałam się, przywitałam się z pustymi ścianami domu
i usiadłam nie robiąc nic. Nie czuję żadnego strachu ani żadnych innych,
negatywnych uczuć. Tylko zaciekawienie. Cóż to było? Co sprawiło, że uciekłam?
Widzieć – widziałam. W pierwszym odruchu wyglądało jak zwykły odłamek plastiku,
w dotyku przypomniało skórę, a przede wszystkim ruszyło się. Złapało mnie w
solidny uścisk i wydawałoby się, jakby chciało się wydostać spod ziemi. Byłam
na cmentarzu, a pierwsza myśl jaka mnie naszła, przypomniała niczym z jakiegoś
taniego horroru - Zombie. Zaśmiałam się lekko pod nosem, lecz brzmiało to
raczej jak ironiczne chrzęszczenie. Większej głupoty nie mogłam wymyślić, lecz
jakie było na to wytłumaczenie? Istoty nadnaturalne nie istniały w naszym
świecie i nigdy nie będą. Przy najbliższej okazji wrócę tam. I
wiedziałam, że to zrobię.
– Sakura! – po domu rozległo się echo
trzaśnięcia drzwiami, a zaraz po tym bardzo stłumiony głos Deidary. – Jesteś
już?
– Jestem! Co jest? – Odpowiedziałam mu i
podniosłam się z łóżka. Zrzucając mozolnie koc z nóg, podeszłam do drzwi i
wyszłam, podchodząc do klatki schodowej.
– Sakura! – Ponownie wykrzyknął moje imię.
– No co jest? – Oparłam się o białą balustradę
i spojrzałam w dół, gdzie zaraz pojawił się blondyn. – Ty nie na uczelni? –
Zapytałam, przypominając sobie, że o czternastej zaczynały się jego wykłady.
– Nie, bo idiota Hidan bez mojej wiedzy wpadł
tutaj i zabrał mój samochód do przeglądu. Pominąć fakt, że sam powinien być na
tych zajęciach. – Westchnął ciężko poprawiając grzywkę, która naszła mu na
oczy. Spojrzał ponownie do góry na mnie i uśmiechnął się łobuzersko. – Dlatego
zbieraj się mała i zabieram Cię gdzieś. – Podniosłam brew do góry, czego
oczywiście nie mógł zbyt dobrze dostrzec, lecz zrobiłam pobłażającą minę, którą
już musiał zauważyć. – O co chodzi?
– Jak zamierzasz mnie gdziekolwiek zabrać, jak
nie masz samochodu?
– Nie pyskuj tylko zbieraj się. Czekam na
dworze. – Rzucił mi tylko spojrzenie, mając dalej na tej swojej buźce cwaniacki
uśmiech i wyszedł z domu. Pokręciłam głową i zawiesiłam ją na ramionach. Z
jednej strony nie miałam żadnej ochoty nigdzie wychodzić, ale z drugiej jest to
lepsze niż bezsensowne siedzenie w pokoju samemu.
Z domu wyszłam dziesięć minut później ubrana,
jak człowiek i zamknęłam drzwi. Odwracając się w stronę furtki, dostrzegłam za
nią Deidarę i czarnowłosego mężczyznę, opierającego się o granatowy samochód.
Był nieco wyższy od blondyna, ubrany w skórzaną kurtkę, ciemne dżinsy i biały
zwykły t-shirt pod spodem. To, co rzuciło mi się w oczy to jego długie włosy
związane luźno w kitkę i zarzucone na ramię. Gdy podchodziłam do nich przerwali
rozmowę, a spojrzenie czarnych oczu przeszyło mnie z obojętnością. Znałam ten
wzrok bardzo dobrze. I wiedziałam dokładnie, jak na niego zareagować.
Odwzajemniając się tym samym, z neutralną miną stanęłam koło Deidary.
– Masz znajomego Deidara i jak widzę, on ma samochód,
to czemu nie podwiezie cię na tę uczelnie? – Rzuciłam lekko w jego stronę, ale
swój wzrok miałam utkwiony w nieznajomym. Miałam wrażenie, jakbym kiedyś już go
spotkała bądź widziała gdzieś na ulicy.
– Och, nie bądź już taką prymuską młoda. –
Odpowiedział i poczułam, jak jego dłoń czochra mi włosy. W odpowiedzi
zdzieliłam go w tył głowy. Zaraz potem chwycił się tam, gdzie go uderzyłam,
jęcząc.
– Refleks Ci się pogorszył blondyneczko. –
Tylko usłyszałam pierwsze słowo, a mocny dreszcz przeszył moją skórę. – Chyba
będziesz musiał uważać.
– A siedź cicho. – Odburknął do niego.
Spojrzałam tylko na blondyna i wyciągnęłam rękę do nieznajomego.
– Haruno Sakura – Na ten moment spojrzał w moje
oczy, a ich wyraz się nie zmienił ani na chwilę.
– Uchiha Itachi. – Usłyszałam nazwisko, a coś
nieprzyjemnego przeszło po mich barkach. Bardzo dobrze je znałam, a nie
wszystkie wspomnienia z nim związane są dla mnie dobre. Uchiha. Dlatego
wydawało mi się, że go znam. Ma bardzo podobnego brata do siebie, którego
miałam okazje bardzo dobrze poznać.
– Mogłam się domyślić, patrząc na Ciebie.
Jesteście z Sasuke bardzo podobni do siebie. - Gdy tylko to powiedziałam, coś w
jego wzroku się zmieniło, a jego wargi minimalnie ułożyły się do uśmiechu.
Miałam wrażenie, jakby napięcie, które się wytworzyło między nami, lekko
zelżało.
– Mały skurczybyk może i jest podobny z
wyglądu, ale to jedyne podobieństwa. Mała. – Stanął na nogi i otworzył drzwi
kierowcy. – Chodźcie wsiadamy, nie ma co tutaj stać.
– Masz rację, reszta się zniecierpliwi zaraz. –
Odpowiedział mu Deidara i lekko mnie szturchając, obszedł samochód z
nieokreślonym uśmiechem. Rzuciłam w jego stronę ostre spojrzenie, lecz też się
uśmiechnęłam i wsiadłam zaraz za nimi.
Jechaliśmy już od paru minut. Siedziałam w
ciszy i oglądałam przelatujący mi przed oczami świat. Deiadara wraz z Itachim
rozmawiali o czymś zawzięcie, natomiast ja jakoś nie miałam ochoty dołączać się
do dyskusji. Zwłaszcza, gdy nie wiedziałam czego konkretnie dotyczyła rozmowa.
Patrzyłam, jak pokonujemy kolejne odległości, a w mojej głowie panowała pustka.
Chciałam skupić się na tym, co widziałam... A raczej nad tym, co uważałam, że
widziałam. Mogłam jednak sama sobie zaprzeczać, gdy dobitnie miałam przed
oczami to, co miałam? Tak działa właśnie ludzka psychika - szukamy najbardziej
racjonalnych rozwiązań na absurdalne zdarzenia, które się nam przytrafiają. Nie
mogę jednak popadać w tę szablonową sytuację. Wiem co to było i nic temu nie
zaprzeczy. Skąd jednak znalazłam tam... Ten fragment ręki? Te palce? Coś
takiego nie napotyka się na co dzień. Dodatkowo ruszającego się chwile
wcześniej! Ano właśnie. Wyraźnie czułam ruch, gdy tylko chwyciłam je w dłoń.
Ponownie muszę się zastanowić, czy rzeczywiście to czułam, czy to moja
wyobraźnia zadziałała na tę patową sytuację. Dopuszczalnym jest, że wyobraziłam
to sobie – w większym stopniu mogę to przyjąć do siebie. Powinnam
tam wrócić dla upewnienia się, dla uspokojenia...
– Sakura? - usłyszałam głos Deidary. Wyrwana z
kontekstu poderwałam śmiesznie głowę i kiwnęłam w jego stronę. Zaraz potem
zobaczyłam jego rozbawiony uśmiech i dostrzegłam wzrok Itachiego w lusterku. -
Coś Ty taka nieobecna? Od paru minut nadajemy, gdzie jedziemy, a Ciebie ani
widu, ani słychu.
– Zamyśliłam się.
– Hm, to już dostrzegliśmy, mała. - Chłopak
puścił do mnie oczko.
– Co wy macie z tą "małą"? – Zapytałam
zmieniając temat. Dodatkowo chciałam zapytać o to o wiele wcześniej, ale jakoś
nie miałam okazji. – Wbrew pozorom nie jestem aż taka mała.
– Ale może bezbronna? Określenie
"mała", to nie tylko zwrot na czyjś wzrost. – Dalej
się ze mną drażnił. Czarnowłosy jedynie przysłuchiwał się nam, lecz nie na
długo.
– Takuji mówił na Ciebie w ten sposób, gdy z
nami rozmawiał. – Byłam zaskoczona. Bardzo, bo od dawna nikt przy mnie nie
wymawiał tego imienia. Nie bałam się go, nie lękałam się o nim mówić, ale to
bolało. Bolało tak bardzo, że miałam wrażenie, że za każdym razem dziura w moim
sercu się powiększa. Uśmiechnęłam się do niego smutno.
– Mówił o mnie? – Itachi
podtrzymał mój wzrok na ułamek sekundy w lusterku. Musiał jednak ponownie go
zwrócić na drogę. W tej jednej chwili wyobraziłam sobie Takujiego
rozmawiającego z nimi swobodnie. Musieli na pewno wiele razem przejść, dlatego
dziwię się, że nigdy ich nie spotkałam, ani o nich nie słyszałam. Był bardzo
skryty, nawet jak przeprowadziliśmy ze sobą wiele rozmów. Zawsze odgradzał mnie
od niektórych rzeczy – powodem było na pewno to, że chciał mnie
chronić. Stereotyp goni stereotyp, ale kto powiedział, że nie są one
sprawdzone? Wiedział więcej ode mnie, ale też nienawidziłam tego, że traktuje
mnie, jak nieporadne dzieciątko. Zawsze powtarzał mi, że jestem słaba, a
chronił. To jest paradoks, prawda? Ale tak działa miłość. Wiele rodzajów
miłości.
– Zawsze, gdy Maia wspomniała o Tobie słowem.
- Kiwnął mi potwierdzająco. – Trzeba przyznać, że był trudną osobą. –
Przeniósł obydwie ręce na czubek kierownicy, czując się bardzo swobodnie. -
Szanował i cenił jedynie tych, których uznał za wartościowych. Nie można jednak
mu zarzucić, że był nielojalny. – Uśmiechnął się, ledwie zauważalnie
pod nosem. Dostrzegłam w tym momencie coś w nim niepokojącego – być może
spowodował to mały odruch bądź coś niezdefiniowanego w jego oczach - mam
wrażenie, jakby wiedział o wiele więcej niż mówił, jakby nawiązywał tą rozmową
do czegoś głębszego. Zachowywał się, jakby chciał wybadać moją wiedzę na jego
temat. Powodowało to, że czułam się przygnębiona. Takuji był dla mnie drogi – moja
relacja z nim i on, jako człowiek. Wiedziałam o nim jednak o wiele mniej niż
bym tego chciała.
– Uważam, że nie wolno bać się rozmawiać o
zmarłych. – Kontynuował rozmowę. – Oni czuwają nad nami, są i pilnują
nas. Powinniśmy ich zapamiętać takich, jacy byli i nie kreować sztucznej
atmosfery wobec wspomnień o nich, jeśli wiesz co mam na myśli.
– Nie można jednak zapominać, że w nas wciąż
są uczucia i niekiedy ciężko jest prowadzić taką swobodną rozmowę. Nawet, jeśli
wydarzyło się to dawno temu.
– Uważasz, że Takuji by pochwalał taką postawę
w Tobie? – Rzucił wyzywająco w moją stronę i dostrzegłam, jego
wzrok. Zdecydowanie był inny, zimny tak samo, jak Jego, gdy się zawiódł.
Zacisnęłam usta i odwzajemniłam się takim samym spojrzeniem. Chcesz mnie
sprawdzić kochany? Nie ma najmniejszego problemu. Za bardzo się zahartowałam,
by móc Ci ulec.
– A jaką postawę we mnie widzisz? Że się kajam
na wspomnienie go i chowam do kąta? Nie będę ukrywać, że cholernie mnie boli
jego strata. – Powiedziałam dobitnym głosem, natomiast równocześnie
czułam, jak moje serce bije mocniej, ciężej. Sprowokował mnie – on jak i
ja bardzo dobrze o tym wiedzieliśmy – jednak ja nie zamierzałam mu dać
tego, czego oczekiwał.
– Nie, nie byłby zadowolony, a wręcz dobiłby
mnie, bym się podniosła silniejsza. – Gdy wypowiedziałam te słowa, jego
wyraz twarzy się zmienił na usatysfakcjonowany. Otworzyłam ciut szerzej oczy
zaskoczona, gdy dotarło do mnie co powiedziałam w przypływie złości. Dałam się
z premedytacją, podwójnie podejść. Drań! Nienawidzę tego. Nie zamierzał ode
mnie otrzymać informacji, o których myślałam. Chciał po prostu mi pomóc i to w
nie–byle–jaki sposób.
– Ty, kurczę…! – Zaśmiałam się w jego stronę, czując
się zmieszana wewnątrz. Byłam zdenerwowana, a w następnej sekundzie poczułam
ulgę i się śmieję. Tak, jak fala tsunami, która po pewnym czasie gwałtownie
obija się od przeszkody i spokojnie rozlewa się na boki.
– Manipulator. – Dodałam jedynie na koniec, a on
tylko rzucił mi rozbawione spojrzenie.
– A powiedz tylko, że nie zadziałało.
– Co się właśnie…? – Zapytał
skonsternowany Deidara. Przy całej tej sytuacji zapomniałam o jego obecności.
Odwrócił się do mnie z głupim wyrazem twarzy.
– Deidara, Ty tak na serio? –
Zapytałam go zrezygnowana, przykładając dłoń do policzka. Załamałam się jego
reakcją na całą sytuację.
– Ej, ej. – Zaczął się jąkać.
– Nie przejmuj się nim. – Zwrócił
się do mnie czarnowłosy. – Niestety nasza blondynka czasem jest zbyt
niepojętna. – To stwierdzenie skończyło się jedynie prychnięciem
blondyna, po czym on sam zaczął wypowiadać na temat Itachiego wiele innych
epitetów. Najbardziej spodobało mi się złożenie dwóch: przebiegła łasica.
Do celu naszej podróży dotarliśmy po
dziesięciu minutach. Od dłuższego czasu jechaliśmy drogą, wzdłuż której po obu
stronach rozciągały się ściany lasu. Nadawało to temu troszkę przerażający
klimat, ale to, co znajdowało się na końcu niej było ostatnim, co można było
się spodziewać. W takim miejscu mieścił się klub. I to nie byle jaki, jak się
dowiedziałam, a jeden z najpopularniejszych w Konoha - Akatsuki. Oczywiście wstęp do niego był możliwy jedynie dla osób,
które miały więcej niż dwadzieścia lat. Dlaczego? Cóż, tak niebezpieczny teren
w nocy, tłumaczy całość sytuacji. Choć skrycie podejrzewałam, że jest to
uwarunkowane paroma innymi rzeczami. Ludzie pomimo takiej okolicy bardzo chętnie
przybywali tutaj. Może, między innymi ze względu właśnie na to. Kto nie
chciałby poczuć tego dreszczyku emocji?
Itachi z Deidarą zostawili mnie przy barze, a
sami udali się za drzwi, które były za ladą. Cały lokal był na razie
opustoszały. W końcu do otwarcia było jeszcze parę godzin. Ściany były
pomalowane na czarno, a na nich były ogromne okiennice, wysokością zajmując
prawie całą jej długość. Między nimi były czerwone, podłużne lampy. Dawały
aktualnie nikły poblask kolorowego światła – w końcu jeszcze był dzień. Oparłam
się łokciami oraz samymi plecami o blat, będąc zwróconą twarzą do sali. Wysokie
stołki barowe rozciągały się po mojej lewej i prawej stronie. Przed sobą
widziałam pełno czerwonych, bordowych i czarnych kanap, ułożonych niedaleko
siebie. Tworzyły na kształt małych skupisk obok siebie nawzajem, a na samym
środku pomieszczenia znajdował się ogromny parkiet. Nad nim natomiast, na
suficie podwieszone były liczne lampy. Z pewnością niejednego, otumanionego
alkoholem imprezowicza już zawirowały. Zostałam tutaj jedynie z informacją, że
zaraz przyjdą i pomogę im w czymś. Cokolwiek miało to być. Miałam chwilę dla
siebie, aby odetchnąć i pozbyć się uciążliwych myśli. Jednak cisza wywoływała w
zupełności odwrotny efekt. Krążyły mi po głowie tylko obrazy popołudnia.
Gadanina Deidary przydawała się, gdy człowiek się na niej choć w małym stopniu
skupił. Muszę to niestety bądź stety, przyznać. Usłyszałam dźwięk otwieranych,
potężnych drzwi. A zaraz w łuku z holu wejściowego pojawiła się wysoka,
barczysta postać. Znany wszystkim rudowłosy diabeł.
– A Ty co tu robisz Sakura? – Doszedł mnie
głęboki głos mężczyzny. Ogniste włosy, kolczyki na twarzy i jak zawsze z wredny
grymas na ustach. Uśmiechnęłam się na jego widok i zeskoczyłam spokojnie ze
stołka. Stanęłam solidnie na dwóch nogach i podparłam się pod boki.
– Witam szanownego Pana. – Skłoniłam się
nisko, najniżej jak mogłam.
– Nie cyrkuj. – Warknął w moją stronę i
podszedł zamykając mnie w mocnym uścisku. Odwzajemniłam go, przybierając na
twarz cwaniacki wyraz. – Co tu robisz?
– Nie mam pojęcia. – Wzruszyłam ramionami. –
Siedzę i czekam.
– Na co? – zapytał się, uważnie lustrując
mnie. Miałam ochotę zgryźliwie mu odpowiedzieć, ale nie zdążyłam. – Zmieniłaś
się. – Stwierdził po krótkiej chwili. Zastanowiłam się przez moment. Nie
wiedziałam co dostrzegł we mnie, że pokusił się o te słowa. Sama nie czułam się
inaczej. Dalej tak samo mówiłam, moje zachowanie się nie zmieniło, a co dopiero
wygląd. Mimo wszystko było coś, co w jego oczach mówiło, że dostrzega co
innego.
– Itachi z Deidarą zostawili mnie tutaj, w
pocie czoła i mam wartę. Tylko nie mam pojęcia po co i na co.
– Ciołki znowu coś wymyśliły. – Westchnął
ciężko i przeczesał dłońmi swoje włosy. – Skoro tutaj jesteś, to witaj w
Akatsuki. – Przywitał mnie z uśmiechem w kąciku ust, a ja stałam się
podejrzliwa. Coś mi tutaj nie pasowało, w tej jego uprzejmości. Zmrużyłam oczy
i tknęłam go lekko w ramię, aby dowiedzieć się, czy aby na pewno jest
prawdziwy. – Czego?
-–Jesteś podejrzany. – Stwierdziłam,
ponawiając gest. On jedynie ze zniecierpliwieniem odsunął się ode mnie. Nie
zraziło mnie, jego zachowanie i podeszłam bliżej chcąc ponowić gest. Chwycił
mnie za dłoń i przytrzymał mocniej.
– Witam cię w moim klubie, to jest dziwne? – I
to właśnie ta rewelacja, wprawiła mnie w konsternację. Powiedział słowo moim. Dostrzegł to i uśmiechnął się
cwanie. – Oh, czyżbym nie wspomniał?
– To, że prowadzisz renomowany klub na całą
Konohę i jej okolice? Nieeeee, chyba wspomniałeś raz czy dwa, ale to ja mam
problemy ze słuchem. Nie przejmuj się. – Stwierdziłam z ironią i machnęłam
wolną ręką, aby podkreślić te słowa. Chciał już coś odpowiedzieć, ale przerwał
mu śmiech. Śmiech chochlika. Spojrzałam nad bar, gdzie na piętrze, do którego
prowadziły schody ze strefy tylko dla personelu, stała rudowłosa dziewczyna.
Cała diabelska rodzinka w komplecie. Oczywiście ona była najmilsza z tego duo.
– Jak ja się stęskniłam za waszymi rozmowami.
– Rzuciła wesoło schodząc ze stopni. Zaraz za nią dostrzegłam Deidarę i
jakiegoś białowłosego mężczyznę. Będąc w połowie wyskoczyła za barierkę i
podeszła do mnie, chwytając mnie w ramiona. Dzięki czemu uwolniłam się z
silnego uścisku dłoni Peina.
– A ja się stęskniłam za Tobą Mai. –
Stwierdziłam i mocniej przycisnęłam dziewczynę do siebie.
– U la la. – Usłyszałam zza jej pleców i
dostrzegłam uśmiech na twarzy nieznanego mi chłopaka. Wzrok jego natomiast był
skierowany nieco niżej… Na nasze przyciśnięte do siebie piersi. W geście
irytacji podniosłam brew i zrobiłam niezbyt przychylną minę. On widząc to
jedynie utrzymał mój wzrok, dalej szczerząc się jak głupi.
– Napatrzyłeś się? – warknęłam niemiło, a mój
wzrok przybrał lodowatą barwę. On jedynie podniósł ręce do góry w niewinnym
geście.
– Zignoruj Hidana. U niego to normalne. –
Stwierdziła Mai i odsunęła się ode mnie. Przytrzymałam na nim wzrok tylko na
chwilę i przeniosłam go na Deidarę, który drapał się w tył głowy. Więc to był
ten wyszarzały pajac, jak go określił
potem blondyn w samochodzie. Nie mogłam się z nim nie zgodzić, w tym momencie.
Zaraz potem powiodłam wzrokiem jeszcze raz po wszystkich i zadałam pytanie,
które nurtowało mnie, gdzieś tam w zakątkach mojego umysłu.
– Po co tutaj właściwie jestem? Deidara? –
Rzuciłam w przestrzeń, adresując słowa do blondwłosego chłopaka. On natomiast
schował ręce w kieszenie i odpowiedział mi najnormalniej w świecie.
– Będziesz od dzisiaj z nami tutaj pracować.
– Co? – zrobiłam głupi wyraz twarzy, a pytane
razem ze mną wypowiedział Pain. Ja jednak pozostałam przez chwile cicho,
natomiast od razu słychać było głos rzekomego właściciela.
– Kto to ze mną ustalał w ogóle? – Parsknął
zakładając ręce na klatce piersiowej. Nie powiem, jego reakcja troszkę mnie...
Zasmuciła? Rozczarowała? Odrzuciła? Mimo, że nie wyraziłam zgody wolałabym, aby
nie było takie sytuacji. Z jednej strony nie miałam w ogóle powodów, by myśleć
w ten sposób. W końcu, z oczywistych przyczyn, miał prawo się oburzyć. Tak, jak
ja.
– Dlaczego nikt nie zapytał się mnie o zdanie?
– Zapytałam po krótkiej ciszy.
– Mała i tak wiemy, że się zgodzisz. Nie
chcesz spędzić z nami więcej czasu? Oderwiesz się choć od tej nudnej szkoły. –
Powiedział wesoło Deidara i poczochrał mnie po włosach. Uniosłam dłoń, ale
zaraz szybko odsunął się z zasięgu mojej ręki. – Spokojnie, spokojnie! Ja tu
tylko pokojowo! – Zaśmiał się nerwowo.
– I tak się nie zgadzam. – Rudowłosy przeszedł
koło nas i zaczął kierować się w stronę schodów. Chciał tym dać jasno do
zrozumienia, że nie ma tutaj już nic do dyskusji. Niestety, musiał się
rozczarować.
– Uhohohoho! – Zagrzmiała rudowłosa
dziewczyna. – Hola, hola kochanieńki. – Oparła rękę o biodro i spojrzała hardym
wzrokiem na brata. – Odkąd dałeś mi część udziałów, ja również jestem
właścicielem. Wiec nie podejmujesz sam decyzji. – Uśmiechnęła się szeroko. On
natomiast stanął i odwrócił się w naszą stronę.
– To dlaczego ty sama to robisz? – Uniósł
kącik ust w zwycięskim uśmiechu.
– Jestem kobietą, proste.
– I feministką. – Mruknął w odpowiedzi.
– Co tam mruczysz braciszku? – Zacisnęła
pięści, dając mu do zrozumienia, że usłyszała wszystko. – Mamy pogadać o
ostatniej sytuacji? – Utrzymywała pozornie wesoły humor, ale pod powierzchnią
można było wyczuć złowrogie fale. Nie powiem, troszkę zainteresowała mnie ta
„ostatnia sytuacja”.
– Szantażystka...
– Oh, wiedziałam, że się zgodzisz bez żadnego
słowa! Kocham cię. – Zaszczebiotała i chwyciła mnie pod ramie.
– Porozmawiamy sobie później. – Rzucił tylko
do niej z pogardą w oczach. Ona zignorowała go dosadnie i dalej pozostawała w
radosnym nastroju.
– A ja już nie mam nic do powiedzenia? –
Zapytałam zrezygnowana i dałam się pociągnąć w nieznane. Widziałam tylko wzrok
mężczyzn, który odprowadził nas do drzwi.
Mai zabrała mnie do pomieszczenia dla personelu. Tak mówiła tabliczka na
drzwiach, za którymi zniknęłyśmy. Tymi samymi, gdzie wcześniej wyszli Itachi i
Deidara. Zastanowiło mnie, gdzie podział się Uchiha, bo przechodząc przez długi
korytarz nie widziałam go nigdzie. Musiał wejść do któregoś z pomieszczeń,
które mijałyśmy. Z zadumy wyrwał mnie głos dziewczyny.
– Wybacz, że w sumie wymusiłam na tobie pracę
tutaj. Ale zobaczysz, spodoba ci się. To bardziej jak hobby,
niż
obowiązek. – Mrugnęła do mnie okiem. Odwzajemniłam jej się krótkim uśmiechem. W
zasadzie nie czułam nic względem tego, że zostałam postawiona przed faktem
dokonanym. Może to dlatego, że to do mnie nie docierało? Wróciłam dzisiaj i już
zostałam wciągnięta w… prace? Na dodatek w klubie? Cholera! W klubie dla
pełnoletnich! W porównaniu do innych jestem tutaj małolatą.
– Nie będziecie mieć przypadkiem problemów, że
tutaj będę pracować? – Zapytałam, biorąc pod uwagę moje przemyślenia.
– Nie, raczej nie. – Odpowiedziała jedynie
krótko, zupełnie nie podzielając moich obaw.
– Przecież jestem niepełnoletnia. To chyba…
– Nie przejmuj się tym Sakura. – Przerwała mi
z małym uśmiechem. – Pracuje tu także Sasuke i parę jego znajomych. I jak dotąd
wszystko jest okej. – Wzruszyła ramionami. – W ogóle znajdujemy się na
zapleczu. Tutaj, jak chcesz, możesz się przebrać, czy cokolwiek innego. Na
piętrze jest nasza „Loża Szyderców”. Masz przerwę albo nie pracujesz akurat w
dany dzień? Możesz bez problemowo się tam bawić. To taka nasza, prywatna
strefa. – Szturchnęła mnie po przyjacielsku łokciem z ciepłym uśmiechem.
Szłyśmy jeszcze drobny odcinek i Mai otworzyła przed nami drzwi. Nie zdążyłam
przeczytać całej plakietki na nich, ale rzuciło mi się w oczy stwierdzenie Pani i władczyni[…]. Pokręciłam głową.
Nieważnie, jak kochana potrafi być. W równym stopniu jest podobna do swojego
brata. Weszłyśmy do średniego pokoiku, którego ściany były błękitne, a pod lewą
ścianą stała biała kanapa. Na niej i na podłodze było pełno porozrzucanych
poduszek. Naprzeciwko było jasne biurko, a papiery na nim były ułożone w małe
stosiki, po lewej i prawej stronie blatu.
– Możesz tutaj wchodzić, kiedy chcesz, bez
pytania. Nie krępuj się. To mój zakątek, gdy chce się oderwać od nienormalności
tych wszystkich facetów. – Zaśmiała się. Jej głos brzmiał zaskakująco... Pozytywnie.
Od tamtego pamiętnego dnia zawsze jej śmiech brzmiał z lekką nutą smutku. Nigdy
nie potrafiła się jej pozbyć. Przyjrzałam się jej i dostrzegłam, że coś się
zmieniło. Nie miała już tak zgarbionych pleców z żalu, jak kiedyś. Uśmiechała
się częściej i jej oczy nie były już tak bardzo matowe. Zauważyła, że jej się
przyglądam. Westchnęła ciężko.
– Przepraszam, ja… – Zawahałam
się. Obydwie bardzo przywiązałyśmy się do siebie. Gdy potrzebowałyśmy tego,
mogłyśmy zawsze szukać w sobie nawzajem pomocy. – Po prostu... Zdajesz się
weselsza. – Tym razem jej wargi wygięły się w smutnym grymasie.
– Czasem udaje mi się podtrzymać wesoły
nastrój. – Podniosła rękę i rozmasowała sobie lewy bark. – Nie mogę zaprzeczyć,
że to dzięki tej hałastrze i głównie bratu. Sama praca też swoje robi. –
Wzruszyła ramionami. – Nie ma niekiedy nawet czasu, by pomyśleć. – Zrobiła
przerwę. – To nie tak, że zapomniałam. Chyba nigdy nie będę w stanie. –
Zamknęła oczy, a ja chwyciłam ją za dłoń i mocno uścisnęłam. Odwzajemniła to i
już z pewniejszym spojrzeniem, utkwiła wzrok we mnie. Przypomniała mi się
rozmowa z Itachim, którą mieliśmy w samochodzie. Uważasz, że Takuji by pochwalał taką postawę w Tobie? Jego słowa
odbiły się w moim umyśle. Moje serce leciutko, ledwo wyczuwalnie skurczyło się
w bólu. Chciałam być dzielna dla niego i musiałam być. Czułam uznanie dla Mai.
Jej ból musiał przekraczać ten, który ja czułam. Straciła ukochanego mężczyznę,
z którym dzieliła wspomnienia. I nie będzie w stanie już nigdy, odtworzyć ich
na jawie. Mimo wszystko starała się iść dalej i podniosła głowę. Widząc ją
taką, jak teraz, wiedziałam, że będzie w stanie być jeszcze wytrwalsza. Ta
strata umocniła ją. Chciałabym wziąć z niej przykład. Zmarkotniałam, a moje
myśli powędrowały w stronę, w którą nie powinny. Nigdy nie będę w stanie
odnaleźć w sobie tej mocy. Nie ważne, jak mocno będę się starać i tak przy
większym zwątpieniu, pokona mnie ono. Poczułam szarpnięcie i z zaskoczeniem
zauważyłam, że rudowłosa przyciska mnie mocno do siebie. Nie zrozumiałam tego,
dopóki nie poczułam łez na policzkach. Nie objęłam jej, natomiast lekko się
odsunęłam i starłam wierzchem dłoni słone krople. Ona jednak mnie nie puściła i
z zaciętym wyrazem twarzy patrzyła prosto na mnie.
– Nie możesz tak postępować. – Usłyszałam jej
twardy głos, lecz zaraz złagodniał, widząc moją udręczoną twarz. – On był
silny. Nigdy nie ugiął się, mimo, że walczył z gorszymi demonami niż my. –
Zacisnęła ręce na moich ramionach. – Musimy brać z niego przykład. Chcesz być irytująco słaba? – Powtórzyła
jego słowa, które często wypowiadał w moją stronę. Odczułam je, jak uderzenie w
policzek – bardzo boleśnie. Zadziałały jednak jeszcze w inny sposób: bardzo
orzeźwiająco. Znów to robię. Ponownie się poddaję, gdy już prawie udało mi się
przezwyciężyć tę słabość. Przymknęłam oczy, a gdy otworzyłam je, były zimne.
– Nie. – Odpowiedziałam, tak po prostu. Byłam
zła na samą siebie, że nie potrafię sama dać sobie z tym rady. Mai ponownie
mnie przytuliła, a ja tym razem odwzajemniłam jej uścisk.
Spędziłyśmy jeszcze parę minut w jej
gabinecie, byśmy mogły ochłonąć trochę, po naszej rozmowie. Obydwie tego
potrzebowałyśmy. Miałyśmy już wychodzić, gdy zauważyłam, jak wyciąga coś z
szuflady biurka. Będąc na korytarzu podała mi jedną z plakietek, po które wtedy
sięgała. Była to mała, biała chmura z czerwonym obramowaniem, przyczepiana na
agrafkę. Przyczepiła ją do swojej bluzki, polecając mi, bym zrobiła to samo ze
swoją. Był to znaczek zaledwie dwa centymetry na jeden. Znak, że jesteś
członkiem załogi Akatsuki.
Weszłyśmy ponownie na salę, a dziewczyna
poinstruowała mnie, że będę pracować za barem razem z nią. Pokazała mi, gdzie
znajdują się kieliszki i wytłumaczyła, który jest odpowiedni do danego
alkoholu. Na szczęście nie było tego dużo. Mimo, że jestem w stanie wiele
zapamiętać, to gdyby ktokolwiek wymyśliłby większą ilość, jakiś durnych reguł –
pozbyłabym się go bez wahania.
Rozmasowałam kark i spojrzałam na zegarek
elektroniczny, ukryty pod blatem od strony barmana. Bardzo sprytna dogodność,
bo cyferki w mroku odznaczają się widocznie. Choć nie trzeba się zastanawiać,
która jest godzina. Była szesnasta, gdy do klubu weszła większa zgraja osób.
Między innymi te, które znałam. Czyściłam szklanki do whisky, a Mai układała
nowe, pełne butelki trunków na półki, gdy po sali rozniosły się wysokie głosy i
śmiechy. A raczej rechot Deidary i Hidana. Grupka widząc, że za ladą nie
znajduje się tylko jedna dziewczyna, a dwie, przerwała swoje rozmowy i
wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem. Przynajmniej jej część, pomijając
wtajemniczonych. Podeszło do nas sześć osób i zatrzymali się przed ladą.
Niektórzy usiedli, a inni stanęli za nimi.
– Proszę, proszę. Co to za nowa, śliczna
buźka? – Zapytał białowłosy mężczyzna, a gdy uśmiechnął się, jego zęby były
nienaturalnie zaostrzone. Dodatkowo, w porównaniu do włosów Hidana, tamtego
wydawały się wypłowiało-szare. Spojrzałam na niego obojętnie, nie reagując na
komplement. Spostrzegłam, że pełno tutaj facetów, a natomiast panuje
zdecydowany deficyt kobiet. Mai by mnie pochwaliła. Femme power, huh?
– To Sakura. – Przedstawiła mnie dziewczyna,
nie przerywając tego, co robiła. Trójka mężczyzna mi się przedstawiła. Tylko
oni, bo pozostałą resztę znałam. Na dodatek jednego, aż za bardzo. Ten, który
pierwszy się do mnie odezwał, na imię miał Suigetsu. Potem był specyficzny
facet, z chustą na szyi, która zasłaniała część jego ust – Kakuzu. Chwilę potem
dowiedziałam się od rudej, że jest on odpowiedzialny za finanse Akatsuki. Nikt
nie wchodził w dalsze szczegóły. Ostatni był, kolejny, rudowłosy mężczyzna
zwany Juugo. Przez chwilę wpadła mi do głowy zabawna myśl, że niedługo zbiorą
się tutaj wszyscy rudzi całego świata. W końcu to rzadki kolor włosów, prawda?
Gawędziło się nam bardzo dobrze, pomijając nietaktowne wstawki Hidana do
rozmowy, aż do momentu, gdy ktoś zabrał głos.
– Dobra, myślę, że już panna Haruno zanadto
była w długo oczekiwanym centrum uwagi. Powinniśmy iść. – Nieprzyjemny
komentarz dotarł do moich uszu. Nie spodziewałam się, że z jego strony spotkam
się z aż tak dużą wrogością. Nie dałam po sobie jednak niczego poznać.
Odłożyłam spokojnie szklankę na swoje miejsce i posłałam mu lodowate spojrzenie.
Doczekałam się w odpowiedzi tego samego, ale jego usta dodatkowo wykrzywił
kpiący uśmieszek.
– Panna Haruno chciałaby wtrącić, że nie była
głównym tematem rozmów. – Odparłam spokojnie. – Ale chyba widzę, że ktoś tu ma
kompleks, że takowym nie jest. – Odwróciłam się do niego plecami, aby odłożyć
ścierkę na miejsce, z którego wcześniej ją zabrałam. Suigetsu, Hidan i Deidara
w prowokującym okrzyku ouu, zaczęli
się śmiać na moje stwierdzenie. Musiałam przyznać, że mi samej kącik ust lekko
się uniósł. Gdy się odwróciłam, nie zmieniając wyrazu twarzy, usłyszałam
jedynie jego lekceważące prychnięcie i oddalił się, w kierunku drzwi na
zaplecze. Tą samą drogą, po dłuższej chwili, podążyli Suigetsu i Juugo.
Kochany
Sasuke, nigdy się nie zmieni.
Nadrobiłam sobie wczoraj w podróży, ale musiałam z komciem poczekać, aż do lapa na porządnie przysiądę. W ogóle Shay... ja się nie mogę nadziwić Twojego uwielbienia do Akatsuki, które w Twoich pracach wręcz czuć!
OdpowiedzUsuńI w ogóle Itachi się pojawił i SASUKE ZOSTAŁ WSPOMNIANY! Co tam między nimi było więcej? Jeny... to mnie tak zaintrygowało, jak to mnie pobudziło to sobie nie wyobrażasz XDDDDDD